Rosyjsko-chińskie weto w Radzie Bezpieczeństwa, nałożone na
amerykański projekt rezolucji przeciwko Zimbabwe, spadło, jak grom z jasnego
nieba. Zakończyło ono długi proces oczekiwania na możliwe zmiany, związane z
przekazaniem władzy na Kremlu.
Lipcowy grzmot
Izrael Szamir
W ostatnim czasie kurs polityki zagranicznej Rosji nie było
jasny. Zmiana władzy na Kremlu wytworzyła burzową chmurę, z której nie spadł
deszcz, nawet po tym, jak Dmitrij Miedwiediew objął stanowisko prezydenta, a
Władimir Putin został premierem. Jedni mieli nadzieję, a inni obawiali się, że
Miedwiediew zajmie ugodowe stanowisko względem Zachodu, i wycofa się z pozycji,
zajętych przez jego nieposkromionego poprzednika. Najmniejsze jego ruchy
obserwowało mnóstwo ludzi (w tym i ja): przecież stanowisko Rosji to nie jest
sprawa tylko teoretyczna; ono decyduje o życiu i śmierci. Tylko Rosja wstrzymuje
Amerykę i Izrael przed atakiem na Iran
Lecz teraz wątpliwości już nie ma. Rosja Miedwiediewa-Putina
jeszcze bardziej zdecydowanie opowiedziała się za umocnieniem swojej
suwerenności, niż Rosja zeszłoroczna. Dotychczas Rosja nie chciała wykorzystywać
swego prawa weta w Radzie Bezpieczeństwa, pozostawiając ten ważny przywilej
Stanom Zjednoczonym, a te nadużywały go, gdy tylko dochodziło do osądzenia
kolejnego izraelskiego bestialstwa. Rosyjsko-chińskie weto w Radzie
Bezpieczeństwa, nałożone na amerykański projekt rezolucji przeciwko Zimbabwe,
spadło, jak grom z jasnego nieba. Zakończyło ono długi proces oczekiwania na
możliwe zmiany, związane z przekazaniem władzy na Kremlu.
Ten zdecydowany krok poprzedzony został groźnym ostrzeżeniem:
Rosja zażądała likwidacji Międzynarodowego Trybunału ds. zbrodni wojennych w
byłej Jugosławii, tego reliktu jugosłowiańskiej tragedii. Żądanie to miało duże
znaczenie symboliczne. W Jugosławii miały miejsce okrutne przestępstwa przeciwko
prawom człowieka i zbrodnie wojenne, lecz nie dokonywali ich Serbowie, Chorwaci
ani Bośniacy. W ciągu wielu lat pracy Trybunału nie zdołano zgromadzić żadnych
dowodów na potwierdzenia fantastycznych historii o milionach bratnich mogił i o
holokauście Albańczyków. Przestępstwem była przeprowadzona przez Unię Europejską
bałkanizacja, podział Jugosławii, zbrodnią była interwencja NATO, zbrodnicze
były angielsko-amerykańskie bombardowania Belgradu. Zbrodni tych dokonano
dlatego, że Rosja czasowo znikła ze światowej sceny.
Na początku lat dziewięćdziesiątych zubożałe, kolonizowane
państwa powstałe na gruzach ZSRR były raczej obiektem, a nie subiektem polityki
światowej. Zachód miał rozwiązane ręce – i pierwszym wydarzeniem w świecie bez
Rosji było inwazja Amerykanów w Panamie. Bezpośrednio przed tym Eduard Limonow
napisał żartobliwe opowiadanie, co by było gdyby Rosja znikła z powierzchni
ziemi. Jednym z pierwszych skutków, pisał, byłby napad Amerykanów na Meksyk.
Pomylił się w nazwie kraju z Ameryki Łacińskiej.
W roku 1990 pisałem: „Z niepokojem myślę o niedalekiej
przyszłości, gdy zniknie ostatni cień radzieckiej przeciwwagi i Trzeci Świat
wpadnie w „delikatne” łapska Światowego Szeryfa. Bez Rosji, kryzys kubański
zakończyłby się inwazją na Kubę, wojna wietnamska – pokonaniem Północnego
Wietnamu, Nikaraguę oczekiwałby los Panamy, a Namibia w dalszym ciągu byłaby
kolonią Południowej Afryki. Nawet w najgorszych latach zastoju Związek Radziecki
chociaż trochę, lecz wstrzymywał ręce Ameryki, ograniczając jej imperialne
pretensje. Spójrzmy na sprawy z odpowiedniej perspektywy. Związkowi Radzieckiemu
zabrakło siły, aby odeprzeć Amerykę i jej sojuszników. Rosja nie potrafiła
przeszkodzić Anglii w prowadzeniu wyniszczającej wojny w powojennej Grecji, na
Malajach, w Omanie, nie zdołała obronić Libii przed amerykańskim, a Syrię i
Liban przed izraelskim bombardowaniem. Nawet w okresach aktywnej polityki
zagranicznej Rosja nie mogła przeszkodzić Ameryce praktycznie zetrzeć z
powierzchni ziemi Północną Koreę: pod koniec wojny koreańskiej lotnicy
amerykańscy często wracali do swoich baz, nie znalazłszy ani jednego możliwego
celu dla bomb. Rosja nie mogła obronić Północnego Wietnamu przed nalotami.”
Rosja miała mniej pieniędzy na przekupstwo, o wiele mniej wiary
w prawo samej rządzić światem. Jakie są cele Ameryki w nieszczęsnym (pomimo
zupełnego zwycięstwa rynku nad planem) Trzecim Świecie? Ojciec lingwistyki
strukturalnej, profesor MIT Noam Chomsky, lewicowy radykał, protestujący
przeciwko inwazji na Czechosłowację i Salwador, na Afganistan i Wietnam, tak
scharakteryzował amerykańską politykę w Trzecim Świecie: „Gdy Franklin D,
Roosvelt ogłaszał Cztery Wolności, za które USA i ich sojusznicy będą walczyć z
faszyzmem (wolność słowa, wolność sumienia, wolność od biedy i wolność od
strachu) zapomniał wspomnieć o Piątej Wolności, którą brutalnie, lecz
wystarczająco dokładnie można określić, jako wolność (dla USA) do grabieży,
eksploatacji i panowania. Gdy Cztery Wolności nie zgadzają się z Piątą, łatwo
ofiarowane są na ołtarzu piątej”.
Wojna jugosłowiańska, tak samo jak pierwsza iracka wojna
prezydenta Busha-ojca, była możliwa tylko w świecie bez Rosji. Wydawało się, że
świat powrócił do końca wieku XIX, gdy kolonizatorzy mogli robić wszystko, co im
się przywidziało. Lecz naród rosyjski znowu, jak w roku 1941, pokazał swój
talent Wańki-Wstańki. Pozbywszy się złudzeń i zauroczenia proamerykańskimi
sentymentami, Rosja wróciła na swoje honorowe miejsce w świecie. Nie poparła
angielsko-amerykańskiej agresji przeciwko Irakowi, Afganistanowi a teraz
Iranowi. Dostarcza broń wolnej Wenezueli i niepodległej Malezji. Rosyjscy
przywódcy regularnie spotykają się z Hamasem, demokratycznie wybranym rządem
Palestyny. Przyjaźniąc się z Chinami, Rosja jeszcze może uratować pokój – w
szczególności, przeciwstawiając się planom Izraela i Ameryki pokonania Iranu.
Na jednym lądzie lata dziewięćdziesiąte zatrzymały się: w
Afryce. Czarny kontynent znajduje się w strasznym położeniu, i zaproponowana
przez USA rezolucja w sprawie Zimbabwe mogła jedynie pogorszyć sytuację. Był już
precedens: w roku 2007 USA przepchnęły w Radzie Bezpieczeństwa rezolucję w
sprawie Somalii, w której sytuację w tym kraju określano jako „zagrożenie dla
pokoju i bezpieczeństwa na całym świecie.” Tymczasem naprawdę, sytuacja w tym
kraju, zniszczonym przez poprzednią inwazję amerykańską pod egidą ONZ, zaczęła
się stabilizować, system rad (lub sądów) islamskich zaczął skutecznie rządzić. I
w tym momencie, wspierana przez amerykańską rezolucję w Radzie Bezpieczeństwa,
nastąpiła etiopska inwazja, która całkowicie zniszczyła kraj. Teraz w Somalii
panuje głód a setki tysięcy uchodźców tułają się po świecie od Szwecji do
Południowej Afryki. Nie byłoby tego, gdyby nie amerykańska rezolucja.
Salim Lone, były rzecznik prasowy ONZ w Iraku i felietonista
kenijskiej gazety Daily Nation, pisał: „USA przepchnęło rezolucję w sprawie
Somalii w grudniu 2007 roku i zapaliło zielone światło dla etiopskiej inwazji.
Język, styl i treść tej rezolucji prawie nie różniły się od rezolucji w sprawie
Zimbabwe, którą w tych dniach administracja Busha chciała narzucić Radzie
Bezpieczeństwa. Na nieszczęście dla Somalii, Rosja i Chiny nie wtrąciły się
wtedy i nie mogły obronić tego kraju, w rezultacie miliony Somalijczyków
straciły dach nad głową.”
Tym razem, Rosja i Chiny wspólnie zawetowały projekt rezolucji,
popierając zdanie wszystkich krajów Azji i Afryki, łącznie z Afryką Południową,
głównym sąsiadem Zimbabwe.
Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie Afryki, żeby chwalić to
weto. Dość już neokolonialnych interwencji, dość Jugosławii, Iraku, Panamy,
Somalii, Erytrei, Kongo... Dobrze, że postawiono zaporę przeciwko
neokolonializmowi, dobrze, że poparto zasadę suwerenności i nieinterwencji. W
przeciwnym wypadku, dzisiaj chcą wkroczyć do Zimbabwe, jutro do Iranu, a
pojutrze do Moskwy i Pekinu. Dobrze, że Rosja przypomniała sobie o swoim prawie
weta. Powinna korzystać z niego częściej i blokować wszelkie próby kolonialistów
zniszczenia Iranu i Birmy. Prawo weta regularnie wykorzystuje USA, aby popierać
Izrael i bronić syjonistów przed usprawiedliwioną krytyką. Teraz gniewają się na
Rosję i Chiny, które skorzystały z tego prawa. Niech się gniewają i niech
zrozumieją, że świat znowu się zmienił, że wolność do bezkarnych działań, którą
cieszyli się od początku lat dziewięćdziesiątych, minęła i już nie wróci.
Co się dzieje w Zimbabwe? Przeciwstawiono się tam kolejnej
pomarańczowej rewolucji, w stylu tych, które ISA i Anglia przeprowadziły na
Ukrainie i w Gruzji i chciały przeprowadzić w Birmie i Mongolii. Siły
prozachodnie chciały obalić prezydenta Mugabe. Gdy nie udało im się zwyciężyć w
wyborach, kandydat prozachodniej opozycji wycofał swoją kandydaturę w drugiej
turze, aby zakwestionować reprezentatywność władzy. USA i Anglia ogłosiły, że
wybory były nieprawomocne, bo tak postępują zawsze, jeśli zwycięży niewygodny
dla nich kandydat. Tak było w przypadku Miloszewicza w Jugosłąwii, Łukaszenko na
Białorusi, i Hanie w Palestynie. W żadnym
wypadku, prawomocność lub nieprawomocność wyborów nie powinna służyć za pretekst
do amerykańskiej interwencji.
Stephen Gowans pisał: „Istotą
konfliktu jest sprzeczność między prawem białych osadników do wykorzystywania
nieuczciwie zdobytej ziemi, i prawem miejscowych pierwotnych właścicieli do
zwrócenia sobie ukradzionej ziemi.” Jednak nie ma on racji. W Zimbabwe, jak
wszędzie, imperialiści wykorzystują miejscowe mniejszości do poderwania
autorytetu niewygodnego dla nich reżymu. Nie jest to wojna białych przeciwko
czarnym. Biali farmerzy mogą być ważnym i pożytecznym czynnikiem miejscowej
ekonomiki, lecz niektórzy z nich dokonali niewłaściwego wyboru. Nie powinni
zawierać sojuszu z siłami imperialistycznymi. Ich problemy, i wszystkie inne
problemy miejscowe mogą zostać rozwiązane tylko na miejscu, przy pomocy
Południowej Afryki i międzyrządowych organizacji afrykańskich.
Nasz południowoafrykański przyjaciel
Joh Domingo wyjaśnił sytuację w ten sposób: „biali farmerzy mogą wykorzystać
swoje doświadczenie i stać się nieodłączną częścią afrykańskiego społeczeństwa,
lecz wielu z nich wolało związać swój los z wielkim przemysłem spożywczym”.
Analogicznie jak w przypadku kampanii
wyborczych na Białorusi, Ukrainie, w Kirgizji i Wenezueli, prasa międzynarodowa
donosi o naruszaniu prawa w trakcie kampanii wyborczej: „Na opozycję są napady,
ich mitingi są rozganiane, wybory są nieprawomocne”. Jednocześnie elementy
postępowe opłakują swój los, dlaczego zawsze zmuszeni są do popierania jakichś
monstrów, a nie świętych? Lecz wpierw powinni zadać sobie pytanie, dlaczego
przeciwnicy jedynego supermocarstwa przedstawiani są jako monstra – Mugabe,
Sadam, Miloszewicz, Castro, Aristide, Putin...
Tak głosując w Radzie Bezpieczeństwa,
Rosja dokonała historycznego wyboru – stanęła po stronie narodów przeciwko
światowemu imperializmowi.
Tłumaczył: Roman Łukasiak
|